Pomagam innym, pomogę i Tobie.
Spot Wyborczy
Kwadrans Polityczny
Część 1.
Część 2.
Nowa oferta dla szpitali
www.szpital.starachowice.pl
Felietony
ONO słyszy…
Wieczór niedzielny. Skończyłam czytać ,,Burzliwe życie Lejzorka Rojtszwańca” i jak zwykle po lekturze mam jakiś żal i niedosyt , że już się „zamknął” świat , w którym przed chwilą byłam .To tak jak po dobrym obiedzie czekamy jeszcze na deser. Włączyłam telewizor
na film Małgorzaty Szumowskiej ,,ONO”. Bardzo lubię młodą reżyserkę i śledzę jej karierę. Zapowiadany film oglądałam już kilka lat temu i został mi w pamięci jej dobry warsztat reżyserski, dobra gra aktorska. Film oglądałam w pozycji horyzontalnej i w pidżamie , a więc na wstępie założyłam, że szybko przeniosę się na salę Orfeusza, znając moja melodię do snu. I o dziwo-nie tylko nie usnęłam , ale film wciągał mnie coraz bardziej emocjonalnie.
Młoda bohaterka zachodzi w ciążę z gwałtu. Jest depresyjna, wręcz dekadencka, samotna, luzacko zaniedbana, jak zbuntowane dziewczyny w tym wieku. Zbiera pieniądze na aborcję. W drodze do ginekologa żul kradnie jej kasę. Znów jest w punkcie wyjścia. I nagle dociera do niej , że to COŚ co rozwija się w jej brzuchu –SŁYSZY. Rozpoczyna rozmowę z rozwijającym się płodem. Opowiada mu to co widzi-maluje świat swoimi oczami. Piękna transkrypcja barw ,kolorów, dźwięków i piękna przemiana tej dziewczyny, staje się atrakcyjną kobietą. Nie zawiodła mnie też Szumowska w ostatniej scenie porodu. Nie zrobiła sielanki , ale pokazała całą traumę i ból.
Zawsze się buntuję, czy poród po polsku musi tak boleć? Po urodzeniu pierwszego dziecka, przez rok miałam gęsią skórkę jak widziałam na ulicy ciężarną. Myślałam ze współczuciem: dziewczyno ty nie masz pojęcia co cię czeka! A jak jechałam pogotowiem do kolki nerkowej i widziałam, jak facet z bólu gryzie ścianę , eufemistycznie mówiłam: poczuj przedsmak porodu, chociaż przez chwilę masz szansę być kobietą. Minęło już trzydzieści lat , a kobiety na porodówce nadal wrzeszczą z bólu.
Ale ból mija i wszystko idzie w niepamięć, jak na twojej piersi położą malucha. Najpiękniejszy moment w życiu. Ale czy dla wszystkich rodzących?
Znów migawki przed oczami z prasy: „znaleziono noworodka w reklamówce na śmietniku” , „nieletnia urodziła dziecko w łazience, nikt o tym nie wiedział”, mimo że w domu była cała rodzina i je udusiła….
W Polsce rocznie ginie w ten sposób około 50 noworodków , a ponad dwa tysiące nastolatek zostaje mamami. Dramat! Dlaczego?
Raport na temat edukacji seksualnej w polskich szkołach w 2009 opracował ,,Pentor”. Polecam go zainteresowanym , nauczycielom , kuratorom i Ministerstwu Edukacji.
Prof. Maria Szyszkowska twierdzi na swoim blogu ,że systemy totalitarne zarówno świeckie jak i religijne starają się ograniczać wolność seksualną człowieka.
Atmosfera grzechu , która towarzyszy przekraczaniu zakazów i nakazów religijnych budzi niezdrowe emocje. Sprawy seksu niejednokrotnie wywołują poczucie lęku, tłumione prowadza do psychonerwic, brak elementarnej wiedzy seksualnej do tragedii . Chociaż ksiądz nauczający Polaków jak osiągnąć orgazm? Ojciec kapucyn Ksawery Knotz wywołał szok , gdy prowadził rekolekcje na temat erotyki. Seks to dar Boga dla człowieka.
Człowiek jest jednością psychosomatyczną.
Polska obyczajowość nakazuje wstydliwie ukrywać sferę seksualną. Dozwolona jest podwójna moralność , wszelkie odstępstwa od tego co niedozwolone czy nieprzyzwoite należy ukrywać. Dulszczyzna obyczajowa dziś w Polsce jest równie silna, jak sto lat temu, zwłaszcza że propagowana w PRL moralność była purytańska. A seksualność towarzyszy człowiekowi od stworzenia świata. Murale z Pompejów, hinduskie manuskrypty , renesansowe obrazy, chińskie i japońskie ryciny, arabskie dywany pokazują jak różne kultury radziły sobie z pokazywaniem tego fundamentalnego tematu. Nasi literaci też często brali na warsztat tematy erotyczne, a co niektórzy powiedziałabym dość odważnie. Myślę , że każdy w jakimś tam okresie życia czytał Baśń o Trzech Braciach i Królewnie czy XIII Księgę Pana Tadeusza autorstwa Aleksandra Fredry , nie wspominając o lekarzu i satyryku Tadeuszu Żeleńskim-Boyu, np. ,,Nowoczesna Sztuka Chędożenia”.
Życzę wszystkim dobrych Świąt Wielkanocnych. Aby wykorzystali wolny czas nie tylko na modlitwy, ale tez na rozmowy o seksualności z dziećmi i skorzystali z daru Bożego czyli seksu.
Jolanta Kręcka
Stowarzyszenie Przeszczepionych Serc
Takie stowarzyszenie znalazłam w Internecie: 1% podatku przekaż. Ale moje poszukiwania w necie miały zupełnie inny początek. Zaczęło się banalnie….
Jako zagoniona kobieta, nie mam czasu na oglądanie seriali. Nie, że jestem taka intelektualistka i gardzę sitcomami. Po prostu za późno wracam do domu i nie mogę ułożyć grafiku „oglądania”. W związku z powyższym często wypadam z babskich dyskusji, bo tak naprawdę nie wiem, co dzieje się w „M jak miłość” i co na „Plebani”, i co „Na Wspólnej” , nie mówiąc już, co w „Klanie”. Wybitną arogancję okazuję, nie śledząc karier serialowych gwiazd. Nie wiem – kto z kim? I po co?
Ale mam jedną słabość – do dr Housa. Jak uda mi się wytropić w programie serial , więc nieregularnie, ale oglądam. Lubię tego aroganckiego, bezczelnego faceta, uzależnionego od Vicodinu, bo chylę głowę przed jego serialową wiedzą medyczną , ale również życiową. Pod pancerzem chamstwa, złośliwości kryje się jakże wrażliwy mężczyzna. Gdybym na skali od 1 do 6 miała wybrać cechę męską , która najbardziej mnie pociąga – dałabym 6 inteligencji.
No i miałam to szczęście , że w ubiegły czwartek obejrzałam jakiś tam odcinek House.
W skrócie- pacjent sześćdziesięciokilkuletni, zdrowy, bardzo związany z córką, wdowiec, po zatruciu pokarmowym (nota bene ma refluks przełykowy, więc bierze środki zobojętniające wydzielanie żołądka- tacy pacjenci są bardziej podatni na zatrucia pokarmowe, czy nasi pacjenci wiedzą to ? Coraz więcej takich środków kupujemy bez recepty, a reklamy w telewizji wręcz nas zalewają preparatami na „zgagę”) ma powikłaną infekcję serca. Tak poważną , że bez przeszczepu serca umrze. Dr House walczy z komisją lekarską , która dyskwalifikuje pacjenta z przeszczepu serca z powodu wieku. I to jest początek historii….
Zadałam sobie pytanie jako lekarzowi- czy u nas w Polsce też jest bariera wieku przy przeszczepach?
Tak, niestety albo w dobie permanentnego niedoboru finansów – może dobrze. Komu dać albo przedłużyć życie? Dwudziesto-trzydziestolatkowi czy sześćdziesięciolatkowi? Każde życie jest najcenniejsze. Dlaczego jest reglamentacja , choć dzisiejsi starsi ludzie są biologicznie często znacznie młodsi? Bo brakuje narządów do przeszczepu.
Nie jest blokadą religia. Nasz Papież Jan Paweł II powiedział, że dar ze swojego ciała jest najwyższym aktem miłości bliźniego. Jehowi dopuszczają transplantologię, jeśli jest wykonana bez transfuzji krwi. Jedyna religią, która współcześnie sprzeciwia się przeszczepom jest szintoizm.
Dawcą za życia może być osoba, która świadomie i dobrowolnie wyraziła pisemną zgodę.
Dawcą pośmiertną jest osoba, która za życia nie wyraziła sprzeciwu w formie wpisu w Centralnym Rejestrze Sprzeciwu Dawców. W polskiej kulturze jest to tak trudne, że lekarze mimo wszystko po stwierdzeniu śmierci mózgowej, proszą o zgodę najbliższą rodzinę.
Zapala mi się czerwona lampka- oglądał ktoś triller medyczny „Coma”? Tam handel narządami kwitł poprzez uśmiercanie młodych, operowanych ludzi. Ale to była fikcja. Niestety fikcją już nie jest, jak lekarz sam rozpoznał poprzez badanie USG raka trzustki , sam leczył i wyleczył pacjentkę w chwili , kiedy sprzedała wszystko i została bez środków do życia. Dalsze prywatne wizyty nie miały już sensu. I to jest mój koszmarny sen- próbuję wyrzucić to z siebie. Tej pacjentce nic się nie stało, poza tym że w nieświadomości została okradziona. Wierzę, że to margines, że zdrowej kobiecie nie usuwa się macicy, a zdrowemu człowiekowi nie wstawia się stentów do prawidłowych naczyń wieńcowych. I właśnie, dlatego każdy pacjent powinien mieć swoją kartę chipową z dokumentacją diagnozy i zastosowanego leczenia niezależnie kto udziela świadczenia: szpital, lekarz rodzinny, prywatny czy spółka.
Ale odeszłam od serca….. Sięgam pamięcią do dawnych lat , kiedy jeszcze czytałam poezję. Dwie kobiety, które mocno kojarzę z sercem: Marię Pawlikowska-Jasnorzewską i Halinę Poświatowską.
Maria (1891-1945) kochała całym sercem , bulwersowała swoją erotyką i wolnością , szczęście znalazła w trzecim małżeństwie i zmarła w tragicznych boleściach na raka .-
„Miłość”: „Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza ,
trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca
lecz widać można żyć bez powietrza”.
Ewa Demarczyk wyśpiewała jej „Pocałunki”.
Nie wiedziałam, że popiersie Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej jest w Alei Sław na Skwerze Harcerskim w Kielcach. Gdybym była młodsza, umawiałabym się przy nim na randki …..
Halina Poświatowska (1935-1967) poetka, kochała i chciała być kochaną , ale ciężka wada serca namaściła ją i jej poezję świadomością śmierci. Można żyć bez powietrza miłości, ale nie da się żyć bez zdrowego serca.
Nastrojona poezją odwiedziłam na stronie Stowarzyszenie Przeszczepionych Serc.
W ciągu mojego ponad trzyletniego kierowaniem szpitala w Starachowicach tylko raz zdarzyła się sytuacja, że rodzina zdecydowała się oddać do przeszczepu narządy młodego człowieka. Jego pamięci poświęcam ten felieton. Gdybym była matką , ojcem , żoną –świadomość, że cząstka Jego ciała żyje i dała życie komuś innemu pomogłaby mi przejść przez traumę śmierci i chyba wznieść się wyżej. Nie wiem: czy do Boga, czy do miłości ludzi, czy do natury czy do poezji.
Jolanta Kręcka
Do Pana G.W. (radnego 1990-2010).
Obiecałam sobie, że nie będę piać personalnie, ale artykuł Pana G.W. w Gazecie Starachowickiej nr 27 (994) poruszył mnie i zbulwersował. Nie będę odnosić się do Pana licznych artykułów w „GS”, bo ciągle poucza Pan w nich wszystkich. Jest Pan WIELKI. Cenię Pana inteligencję, spryt, wiedzę. Ale z przeświadczeniem, że rządzi Pan z drugiego fotela - czas się pożegnać. Wybrał Pan stanowisko w NIK i nie stanął do bezpośrednich wyborów na Prezydenta Miasta. A szkoda, bo ma Pan wiedzę, umiejętności zarządzania i doświadczenie polityczne. Na pewno kolejny raz zapisałby się Pan w historii Starachowic, jako naprawdę dobry gospodarz. No cóż- głos ludu jest głosem prawa. Desygnował Pan na kandydata na Prezydenta Jarosława Capałę, swojego ucznia-muszkietera. W tym przypadku na pewno uczeń nie przerósł mistrza. Miał Pan natomiast w sobie tyle prorodzinności, że na „jedynkę” w swoim okręgu wyborczym wystawił swojego syna, który dotychczas ani nie zasłużył się w szeregach Platformy Obywatelskiej, ani nie zabłysnął w działaniach samorządowych. Uczciwie promując młodych i inteligentnych, postawiłabym na Marka Materka, dyrektora Biura Posłanki Róży Thun. No, cóż Materek nie jest Pana synem. I w tym momencie chciałabym pozdrowić W. Juniora. Miły, ambitny młody człowiek, który ma szanse być szacownym starachowiczaninem i życzę mu tego z całego serca i z pamięcią o jego wielkiej Mamie. Czasami nadopiekuńczość ojców i przenoszenie swoich ambicji na synów nie służy z punktu widzenia psychologicznego ani jednym, ani drugim. Mam nadzieję, że Młody Sendecki karierę samorządową buduje samodzielnie, bez Tatusia i Ojca Chrzestnego.
Ale do rzeczy, blondynko! A cóż Cię tak poruszyło pisanie Pana G.W.? Pan G.W. rozbiera na czynniki pierwsze zarobki prominentnych osób z tego miasta. Skupił się z na prezesach komunalnych spółek i dyrektorach podległych gminie jednostek. Nieszczęściem stał się Pan Śmigas z Zarządu Dróg Powiatowych, bo najwięcej zarobił. Ale tego Pana, G.W. rozgrzesza, bo przecież ciężko pracuje wykonując różne zlecenia, poza godzinami pracy. A mnie nic do tego, ile Pan Śmigas zarobił. Pensje wyznacza mu Starosta i to jest Jego prywatna sprawa, co robi z nocami, bo jako dyrektor ma czas pracy nienormowany, więc ze swojego doświadczenia wie, że pracuje się od poniedziałku do piątku po kilkanaście godzin ( a co na to nobliwa instytucja jaką jest Państwowa Inspekcja Pracy, nie zastanawia się, że dyrektor ma naruszony dobowy czas pracy?). Upublicznianie dochodów miało chyba za zadanie przeciwdziałanie korupcji. Kompletnie się z tym nie zgadzam. Owszem, powinny być oświadczenia majątkowe składane do sejfu przewodniczących organów samorządowych i do Urzędów Kontroli Skarbowej, ale nie do publicznej wiadomości. Nic tak nie dzieli ludzi, jak pieniądze. To dlatego do organów samorządowych kandydują budżetowcy, bo ich dochody są zawsze opodatkowane i transparentne, stąd nauczyciele, lekarze, emeryci. Brakuje wśród radnych ludzi biznesu, którzy nie chcą ujawniać swoich dochodów i majątku, a ich wiedza i doświadczeni mogłyby być bezcenne dla zarządzania miastem, gminą, powiatem, etc. To są ludzie, którzy swoim życiem pokazali, jak tworzyć miejsca pracy, jak skutecznie zarządzać, jak szukać środków na inwestycje i nie tylko z Unii Europejskiej, ale również z umów prawno - publicznych. Dzisiaj biznes „źle pachnie”. Nikt z przedsiębiorców nie będzie kandydował do rady gminy, powiatu czy samorządu województwa, bo dla niego dieta radnego to „pikuś”. I jeszcze w dodatku domniemania, że może ktoś skorzysta nepotycznie z majątku samorządu, objawianie światu na forum Internetu własnego majątku - to nie dla nich te migdały.
Ostatnio na jednej z komisji Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego skarbnik, oznajmiła, że w 2010 roku województwo świętokrzyskie straciło kilka milionów przychodów z podatku PIT od firm prywatnych. Dlaczego? Bo nasze województwo bryluje w donosach, oskarżeniach i właściciele przenoszą siedziby firm do Warszawy ( choć działalność nadal prowadzą w naszym województwie), aby ograniczyć liczbę kontroli z donosów, ale za tym podatki płacą w Warszawie, a nie w Kielcach. Coś wiem o tym. Nie jestem właścicielem firmy, ale złośliwość i zazdrość ludzi spowodowała lawinę kontroli w szpitalu. Donos dotyczy jednej sprawy, a bez porozumienia ze sobą kontrolowało mnie: Ministerstwo Zdrowia, NIK, RIO, Urząd Wojewódzki, Starostwo Powiatowe i inne służby. Przy kolejnej kontroli myślałam sobie: na donos w tym państwie reaguje kilka urzędów, nie informując się wzajemnie. Ile to jest pieniędzy?! Rzesza urzędników zaangażowana w kilkutygodniowe lub kilkumiesięczne kontrole?! To też są pieniądze publiczne. Będę postulowała, aby donosy szły do kosza. Ktoś, kto pisze, że coś jest źle musi mieć odwagę podpisać się przy tym w pełni muszą być utajnione dane osoby zgłaszającej nieprawidłowości. Osoba, która doniosła do urzędu, jeśli się nie potwierdzi, musi choć w 1% ponosić koszty kontroli. Może w ten sposób Polacy zrezygnują z państwa donosicielsko - układowego na państwo rzetelnie - praworządne. Donosami, pomówieniami, mediami można zniszczyć każdego człowieka, Rehabilitacja jest długa i często za żywota nieskuteczna. Może czas przerwać tę paranoję polsko - polską? Co się stało w latach 90- tych tego nic i nikt nie wróci. Kapitały się rozmnożyły, majątki zwielokrotnione. Uczmy się historii i nie rozgrzebujmy ran.
Ale wracam do Pana G.W.. Dlaczego Pan G.W. ocenia ludzi po tym, ile odłożyli, w co zainwestowali? To jest sprawa osób, które zarabiają i wydają. Aby nie odwoływać się do Prezydenta Miasta, prezesów spółek i dyrektorów jednostek, powiem o sobie, bo Pan G.W. akurat nie czepił się mojego majątku, jako dyrektora szpitala. No, cóż Panie G.W. majątku nie posiadam, kont, akcji, firm. Prosty wniosek, nie nadaję się na dyrektora firmy, bo nie umiem zarządzać swoimi przychodami. Ma Pan rację. Pierwszą reakcją mojej córki na wiadomość, że zostałam dyrektorem szpitala, była wypowiedź: - Mamo, Ty nie potrafisz, rozdasz wszystkie pieniądze ludziom! I tu nie miała racji. Nie rozdaję. Liczę. Nie biorę. Prędzej dołożę, niż wezmę. Każdy w życiu nosi swój krzyż. Czasami bogatsi są od nas cisi i ubodzy. Każdy z nas zarabia, aby żyć i wydawać. Jedni są szczęśliwi, jak zarabiają na giełdzie, inni jak kupią następne mieszkanie w Warszawie, odłożą na koncie, zainwestują w kolejną spółkę, hotel, nieruchomość, wykształcą dzieci, kupią buty dla wnuka, uczciwie przeżyją od 1 do 1-go następnego miesiąca. Dla mnie w tych inwestycjach jest wspólny mianownik: komu dają chwilę szczęścia, sobie? Potomkom?
Panie G.W., Pan miał chyba szczęście, bo długo żyła Pana Mama. Ja mam to nieszczęście, że w ciągu roku straciłam pięćdziesięcioletnich rodziców. Cóż to moje za nieszczęście wobec kilkuletnich sierot? Żadne, ale dla mnie ogromne. Kiedyś zawaliło mi się życie rodzinne - przejęłam na siebie obowiązki samotnej matki, kształcąc dzieci na studiach i opłacając wszystkie podatki jak biznes women. Czy inwestując w dzieci, jeżdżąc po świecie, kupując książki, płyty, ciągle się dokształcając, sumiennie płacąc podatki jestem gorszym dyrektorem, bo nie mam wypasionego konta i akcji na giełdzie? W przeciwieństwie do Pana jestem lekarzem i umiem ocenić ryzyko swojego zgonu. Jedni zabiorą do Nieba lub Piekła swoje majątki, daczie, samochody lub pamięć o sobie. Ja zabiorę tylko pamięć o mnie ludzi, dla których byłam dobra. I mam nadzieję… zabiorę pamięć i miłość moich dzieci.
Jolanta Kręcka
Od Abelarda i Heloizy do celibatu i Waryńskego
Podejrzewam, że egzaminatorka maturalna z języka polskiego czytając tytuł wskazałaby na co najmniej rozkojarzenie psychiczne, bo ściąganie na maturze już mi nie grozi.
Nasza Ewelinka ze Szpitala wyszła za mąż. Ach co to był za ślub ! Jaka piękna była panna młoda! Ślub przeżywałam bardzo emocjonalnie, bo znam Ewelinę już kilka lat i cenię tą młodą, bardzo inteligentną i kulturalną dziewczynę .Pana Młodego też znam, bo to syn Ani , najlepszej pielęgniarki, z jaką miałam przyjemność współpracować. Niestety Ania od kilku lat nie żyje. Jeszcze raz Młodzi wszystkiego najlepszego od Całego szpitala.
Och ta miłość - zamarzyłam sobie. Każdy zna historie miłosne Antoniusza i Kleopatry, Romea i Julii, Tristana i Izoldy. Ale czy pamiętacie o dwunastowiecznych kochankach Abelardzie i Heloizie? W ten świat przeniosła mnie książka pod tym samym tytułem Jamesa Burge. Piotr Abelard , syn rycerza urodził się w 1079r, a Heloiza, siostrzenica paryskiego kanonika w 1095.Abelard słynny filozof i wykładowca poznaje Heloizę w 1115 rok.” Udzielanie lekcji było sprzyjającą okazją do potajemnych schadzek zakochanych. Nad otwartymi zwojami papirusów więcej było mowy o miłości niż o nauce, więcej pocałunków niż uczonych sentencji. I częściej ręce sięgały do łona, niż dotykały kart książek. Częściej rozpromienione miłością oczy były wpatrzone w kochaną osobę niż w martwe litery”(Abelard Historia mojej niedoli).Heloiza i Abelard zostają kochankami , powstają wczesne listy. Heloiza zachodzi w ciążę , zostaje wysłana do rodziny Abelarda do Brytanii i w 1116 rodzi syna Astrolabiusza. Kochankowie biorą potajemny ślub w Paryżu. Niestety wybucha skandal. Abelard zostaje wykastrowany i wstępuje do zakonu. Heloiza wkrótce zostaje przełożoną w klasztorze pod wezwaniem Parakleta (Najpiękniejsze imię Ducha Świętego). W 1142 umiera Abelard, w 1163 –Heloiza. W 1275 poeta Jan z Meung opowiada dzieje tych kochanków w „Powieści o Róży”. W 1791 następuje rozwiązanie Parakletu , a szczątki Abelarda i Heloizy trafiają do Muzeum Auguste’a Lenoira w Paryżu, aby w 1817 spocząć na paryskim cmentarzu Pere-Lachaise. Na grobie do dziś codziennie leżą świeże kwiaty i pielgrzymują do niego zakochani z całego świata. Piękna historia , ale nie to mnie w niej zachwyciło. W 1980 młody uczony Constans Mews przeglądał współczesne wydanie mało znanej księgi łacińskiej z XV wieku. Był to podręcznik pisania listów .Oprócz wielu typowych przykładów formułowania listów , znalazł się w książce rozdział zatytułowany Listy dwojga kochanków. Constans Mews czytał: ”Mojej słodkiej miłości, słodszej niż najpiękniejsze wonie, od tej , która należy do niego sercem i ciałem, powiew szczęścia wiecznego, skoro kwity twej młodości przywiędły.” Niebywałe, aby po 900 latach odkryć listy, które pisali do siebie kochankowie. I co jest dla mnie szokujące, że w listach poznajemy ich najintymniejsze przeżycia, pieszczoty, gry miłosne , ukradkowe spotkania w kościołach , opisywane w okresie średniowiecza, dla mnie epoki stagnacji ,fałszu ,zakłamania i palenia na stosie czarownic i ksiąg. Historia jednak uczy i ciągle mnie zaskakuje. Podziwiam Abelarda i Heloizę, bo nawet ich rozdzielenie i zamknięcie w klasztorach , nie spowodowało wyrzeczenia się ze wspomnień miłosnych i cielesnych. Oto co pisze Heloiza(List II):
„Nawet podczas uroczystych nabożeństw , kiedy czystsza modlitwa powinna wznosić się z duszy , natrętne wyobrażenia ponętnych rozkoszy tak plączą me myśli, że więcej im poświęcam uwagi niż słowom modlitwy. Dzieje się tak latego , że zamiast żałować tego com uczyniła , tęsknię za tym , co utraciłam. Nie tylko nasze spotkania, lecz jednocześnie miejsca i chwile razem spędzone, tak silnie zrosły się z twoją osobą , że kiedy jestem myślą przy tobie, jawią się we wspomnieniach i nawiedzają mnie we śnie.”
A Abelard: „Jesteś w moim sercu na zawsze , jesteś ze mną dopóki nie położę się spać, nigdy mnie opuszczasz , gdy śpię , a gdy się budzę , widzę cię jeszcze zanim zobaczę światło dnia…”
Takimi więc kochankami byli średniowieczni zakonnicy. To po co wprowadzili celibat. Żeby tak umartwiać się za życia i rezygnować z najpiękniejszej miłości świata? Przecież Jezus Chrystus nie wymagał tego od swoich apostołów. Celibat prawnie został usankcjonowany w XI wieku za czasów papieża Grzegorza VII. W Polsce do XII wieku praktykowano udzielanie święceń żonatym mężczyznom. W celibacie żyli jednak biskupi , choć i tu były wyjątki jak biskup włocławski Ogier, który miał żonę Burnę, właścicielkę wsi Wyciąże pod Krakowem oraz syna Ogierowicza , słynnego w Wielkopolsce. I niech ktoś mi teraz nie mówi ,że średniowiecze było zakłamane. To jak nazwiemy XX i XXI wiek?
Tak oto grzebiąc w historii zapragnęłam również historii Szpitala. Ileż musi skrywać tajemnic, miłostek, skandali, odkryć ,wyleczeń i zgonów. Tworzymy więc Izbę Historii, na otwarcie której serdecznie wszystkich Państwa zapraszam 29 lipca o godz.10 (Szpital I piętro Budynku D).A skąd wziął się Waryński? Wytropiła go dwa lata temu redaktor Gazety Starachowickiej Ania Ciesielska. Zamęczała mnie pytaniami , czy wiem, że patronem Szpitala był i czy jeszcze jest Waryński. Tak , chwilowo był .Szpital od dawna nie ma swojego patrona i warto byłoby się nad tym pochylić. Tak jak zmienić adres Szpitala z ulicy Radomskiej na rzeczywisty – ulicę Batalionów Chłopskich , o co od lat zabiega Bronek Paluch. Obiecuję ,że jak Rada Powiatu wybierze Patrona, to wszystko naprawimy na pieczątkach.
Jolanta Kręcka